*Oczami Laury.
-Laura! Lula, gdzie jesteś? - Wolał mnie tata, gdy tylko wszedł do domu. Niechętnie wstałam z kanapy i wyszłam na korytarz, gdzie tata się rozbierał.
-Co tato? - zapytałam leniwie.
-Nic ci nie jest? Pokaż mi się tu.
-O co chodzi? Czemu miało by mi się coś stać?
-Bo dzwoniła do mnie twoja wychowawczyni i mówiła o jakiejś bójce. Wytłumaczysz mi to? - Pytał tata zmartwiony i zdenerwowany.
-Już ktoś życzliwy się poskarżył...- Powiedziałam raczej do siebie idąc za tatą do kuchni.
-Co ty tam mówisz?
-Nic, nic. Która godzina?
-15
-Szybciej skończyłeś ?
-Nie. Wyszedłem od razu po telefonie od pani Izy.
-Co ci powiedziała? - Usiadłam na wysokim krześle przy kuchennym blacie .
-Mówiła, że była jakaś bójka i że nie mogła cię znaleźć ale z tego co wie to Igor się tobą zajął. Co się stało ?
-Ehh.. Dziewczyna brata Am, Ania i jej koleżanka mnie nie lubią.
-Możesz prościej i dokładniej?
-No. Rzuciły się na mnie. Anka pchnęła mnie na ścianę, a Justyna wyrzuciła mi wszystko z torby. I jak chciałam do niej podejść to Anka postawiła mi haka. I o. Tylko tato, proszę, nie rób nic. Już i tak szkoła będzie o tym huczała. Pewnie muszę iść do wychowawczyni i...
-No chyba sobie żartujesz! Nie pozwolę tym dziewczynom na coś takiego. Przecież gdyby nie Igor to ja nie wiem jakby się to skończyło - Mówił już dość mocno wkurzony. Zaczęłam żałować, że w ogóle mu coś powiedziałam.
-Tato!
-Ale... Czy ty im wcześniej coś zrobiłaś ? Chyba musiały mieć jakiś powód.
-Ta... Ja im nic nie zrobiłam. I w tym problem. To one mają jakieś żaluzje do mnie. -Od razu pomyślałam o Fabianie. O nie, nie powiem o nim tacie.
-Lula, na pewno?
-Tak.
-A nic ci się nie stało?
-Nie.. Trochę nos krwawił ale już jest ok. No i ręka boli.
-Która?
-Lewa. - Podciągnęłam rękaw - ała ...
Moje przedramie było mocno spuchnięte i sine w jednym miejscu.
Spojrzałam na tatę.
-Ubieraj się. Jedziemy do przychodni. -Powiedział wychodząc do korytarza.
-Ale tato. To tylko zbite jest. Maść i bandaż elastyczny wystarczą.
-A jeśli jest złamana? Tego nie wiesz. No już, ubieraj się.
-Tato no! Bez przesady.
-Czekam w samochodzie.
Byłam trochę zła na tatę. No bo kurcze, nic mi takiego nie było a on jak zwykle panikował. Ale niech będzie. Chociaż nienawidziłam szpitali, lekarzy itd. To wszystko źle mi się kojarzyło. Masa złych wspomnień.
Ubrałam się i wsiadłam do naszego samochodu, który był granatowy. Ulubiony kolor mamy...
-No nareszcie jesteś. Zawsze się zastanawiam czemu kobietom zajmuje aż tyle czasu ubranie kurtki, butów, szalika i czapki.
-Byłam przebrać koszulkę i bluzę tato. -Włączyłam radio i odwróciłam się patrząc cały czas w boczną szybę. Jechaliśmy jak zwykle w ciszy. Jak zwykle w drodze do przychodni.
-Nienawidzę tego miejsca.. - Powiedziałam do taty, gdy weszliśmy do środka.
-Nie marudź.
Tata poszedł do recepcji zapytać o lekarza. Ja w tym czasie usiadłam w poczekalni. Chciałam wyjść jak najszybciej.
O czym myślałam? Dobre pytanie... Myślałam o wszystkich moich pobytach na szpitalnych korytarzach, o widoku zmasakrowanej mamy po wypadku, o Majce , która leżała ze złamaną nogą, o tym jak sama spędziłam tu z jakiś miesiąc przez wagary, co sprawiło, że ledwo zaliczyłam rok. O jejku. Masa wspomnień, których chciałabym się pozbyć.
-Laura powiedz ty mi co robiłaś w poniedziałek.
-A co?
-Chyba coś sobie wyjaśnialiśmy kiedyś, no nie?
-Wiem. Ale to nie było tak jak myślisz.
-No to wytłumacz mi to.
Na szczęście była nasza kolej i nie musiałam teraz tacie opowiadać. Pewnie wychowawczyni mu wszystko wygadała. Nie lubię tej baby.
Okazało się, że mam zwichnięty nadgarstek. Czyli gips. Minimum tydzień. Świetnie, po prostu świetnie. Będę chodzić kanałami,bo w szkole i tak już życia nie mam.
-Tato, czy my musimy się przeprowadzać? - Zapytałam, gdy byliśmy w samochodzie.
-Tak. Nasz dom jest za mały. Chyba, że chcesz mieć pokój z Mają.
-Masz coś na oku?
-Jutro jadę z Moniką oglądać dom. Chcesz jechać z nami?
-Nie dzięki. Ale w naszym mieście?
-Nie..
-Jak to? !
-To blisko. Na obrzeżach.
-Aha.
Zapadła cisza. Nikt z nas nie przerwał jej aż do samego końca. Czułam, że moja ręka przytyła najmniej 2 kg. Muszę iść do trenera.
-O matko! Fabian! - Krzyknęłam , kiedy byliśmy już w domu i pobiegłam do swojego pokoju żeby do niego zadzwonić. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 17.35 . Oj. Niedobrze. Wybrałam jego numer i dzwoniłam . Nikt nie odbierał. Jeszcze raz. Znów nic.
"Przepraszam. Wyjaśnię ci jutro wszystko.. Nie chciałam cię wystawić. Lula. " - Napisałam mu esa. Byłam ciekawa czy odpisze. Czekałam chyba na próżno.
-Jaki Fabian? - Zapytał tata wchodząc do mojego pokoju. - Nadal nie powiedziałaś mi o wagarach.
-Oj tato.
-Nie pamiętasz jak to się ostatnio skończyło?
-Pamiętam aż za dobrze.
-No to słucham.
-Ehh... Fabian mnie wyciągnął. Znaczy no... Chodzę z nim na angielski.
-I?
-No.. Podoba mi się Okay? ...
-Oj Laura. Czy ty nigdy nie zmądrzejesz? Ostrzegam cię kochana, że masz szlaban.
-Tato!!
-Obiecałaś coś i sama widzisz. Koniec. Nie obchodzi mnie nic więcej. Masz szczęście, że usprawiedliwiłem ci ten dzień.
-Dzięki ... - Cała się gotowałam w środku. Nie dość, że ręka w gipsie to jeszcze szlaban. A w piątek impreza. Co ja mam robić?!.
Z tego wszystkiego zadzwoniłam do Am. Ale oczywiście nie odebrała. Kilka razy próbowałam. Co za dzień po prostu. Wszystko na nie...
Poszłam wziąć długą kąpiel. Oczywiście z poprawką na gips.
*** Oczami Fabiana***
-Fabian! Masz gościa!- Wolała mama z dołu. Ciekaw byłem kto to. Przypuszczałem, że to Łukasz przyszedł po mnie na trening. W sumie zdążyłbym z treningiem żeby iść po Lulę. Było dopiero 5 po 14.Ostatnio olewam piłkę. Zastanawiałem się nawet nad odejściem z klubu ale Dagmara mnie przekonała żebym został.
-To niech wejdzie tutaj! - Odpowiedziałem mamie. Doznałem szoku patrząc kto wchodzi.
-Co ty tu robisz do cholery!
-Kochanie nie krzycz tak.
-Czego chcesz?
-Ciebie, skarbie. -Podeszła i zaczęła mnie całować. Odepchnąłem ją. -Nie mów, że już mnie nie chcesz. Fabian zastanów się.
-Już ci coś powiedziałem. Koniec. Teraz wyjdź i daj mi i Luli spokój.
-Nie denerwuj się tak kotek. Obiecuje, że się zmienię. Dam spokój tej małolacie ale wróć do mnie. Przepraszam...
-Czemu ty taka jesteś?
***
***Oczami Blanki ***
-Igor nie rób mi tego!
-Trzeba było myśleć wcześniej. Kłamstwami nic nie zbudujesz. A to jak traktujecie Lulę to już przesada.
-Ale ja nic do niej nie mam. Mówiłam im, żeby odpuściły, żeby dały sobie spokój. Ale do nich nie dociera.
-Niby czemu miałbym ci wierzyć?
-Bo cię kocham ...- powiedziałam to cicho. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Jak one mogą być takie głupie. Przez Dage stracę jedyną osobę w moim życiu, na której naprawdę mi zależy.
-Czemu mnie okłamałaś?
-W czym?
-Mówiłaś, że nie masz rodziców, że zginęli, a kto cię dzisiaj ze szkoły odebrał?
-Prawni opiekunowie Igor. Ja jestem adoptowana. Nie znałam rodziców. A ci dobrzy ludzie, którzy mnie przygarnęli nie mogą mieć dzieci. Nie oszukałam cię. Jako jedynego cię nie oszukałam. -Podkuliłam nogi i otarłam poliki. Igor siedział nic nie mówiąc. Nie wiedziałam co robić.
-Przepraszam cię za nie. Ale nie mam na to wpływu. One są bogate masakrycznie i dla nich nic się nie liczy.
-Po co się z nimi trzymasz ?
-Byłabym nikim.gdyby nie one.. Ludzie mieliby mnie gdzieś gdybym była sobą.
-Powinnaś być sobą. Udawanie ci nie pomoże. A ja wolę cię taką jaka jesteś naprawdę. Przemyśl to. Zadzwonie później.
Wyszedł zostawiając mnie z mętlikiem w głowie. Co ja mam robić? Kocham go...